08 marca 2008, 21:09
Zwyczajny gest
Pewnego dnia Mark, wracając ze szkoły, zauważył chłopca, który potykając się, upuścił wszystko, co taszczył ze sobą - sterty książek, dwa swetry, kij baseballowy, rękawice i mały kieszonkowy magnetofon. Podszedł do niego i pomógł pzbierać rozrzucone szpargały, a ponieważ, jak się okazało, szli w tym samym kierunku, pomógł chłopakowi nieść część bagażu. Po drodze Mark dowiedział się o nim nieco - miał na imię Bill, kochał gry telewizyjne, baseball i historię, miewał spore kłopoty z kilkoma innymi przedmiotami i na dokładkę właśnie rozstał się ze swoją dziewczyną.
Dotarli do domu Billa, który zaprosił Marka do środka na colę. Spędzili popołudnie razem, oglądając telewizję, zaśmiewając z tego i owego i gawędząc. W końcu Mark wrócił do siebie.
Widywali się od czasu do czasu w szkole, raz czy dwa zjedli razem lunch. Potem obaj "wylądowali" w tej samej szkole średniej, lecz spotykali się raczej sporadycznie.
Nareszcie nadszedł ostatni dzień nauki. Trzy tygodnie przed rozdaniem świadectw Bill poprosił Marka o chwilę rozmowy. Zapytał go, czy pamięta tamten dzień sprzed lat, kiedy spotkali się po raz pierwszy.
- Zastanawiałeś się kiedyś może, dlaczego targałem wtedy ze sobą do domu tyle rzeczy? Widzisz, opróżniłem swoją szafkę, ponieważ nie chciałem zostawiać po sobie bałaganu. Zabrałem mamie trochę tabletek nasennych... Chciałem popełnić samobójstwo, lecz gdy spędziliśmy trochę czasu razem, rozmawiając i śmiejąc się, zdałem sobie sprawę, że gdybym się zabił, ominęłyby mnie te chwile; te i tyle innych, które miały nadejść. Gdy pomogłeś mi pozbierać książki tamtego dnia, tak naprawdę zrobiłeś o wiele więcej... Ocaliłeś mi życie, Mark...
Autor nieznany